kie wydatki, chociaż teraz, gdy do jej renty przyłączała się skromna pensja podprokuratora, właściwie mówiąc, miała budżet swój pokryty ze znaczną nadwyżką.
Już na schodach usłyszała głos gramofonu.
Naturalnie! Jakżeby Władek nie wyzyskał jej nieobecności, żeby nie puścić gramofonu. Właściwie mówiąc, nic nie miała przeciw gramofonom, ale nie przepadała za ich „muzyką“.
Jakże śmieszną minę miał doktór, gdy przydźwigał go wtedy, gdy ona, Alicja, wydrwiła bezceremonialnie pomysł robienia jej prezentów wogóle, a już takich w szczególności.
Tak był speszony! Biedny poczciwiec zdobył się wówczas na przebiegłość i usprawiedliwiał się tem, że to prezent dla Julki.
Wybiegli na jej spotkanie. Gramofon oczywiście umilkł w połowie jakiegoś „koooocham“, Józefowa sprzątała ich nakrycia.
— Wiesz, Alu, dostałam dziś z trygonometrji piątkę! — przywitała ją Julka.
— Jak się macie. Bardzo się cieszę, a z historji cię nie pytano?
— Wyobraź sobie... nie, nie pytano... ale wyobraź sobie, Wacka Ruszczewska rzuca budę, nie robi matury i... zgadnij?
— No?
— Wy-cho-dzi zamąż!!! Za tego pulpecikowatego bruneta, co zawsze na nią czekał pod szkołą.
Czuchnowski chrząknął znacząco. Alicja uśmiechnęła się.
— Wcale nie ładny — trzepała Julka — ale dość taki sobie bubek. I ma samochód, sześciocylindrowego Steyera, tylko, że limuzyna, co za przyjemność? Prawda? Ale Ruszczewskiej będzie w nim do twarzy, bo ma zielone oczy, a wóz zielony. Wszyscy mówią, że robi karjerę.
— Wóz?
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/55
Ta strona została skorygowana.