Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/58

Ta strona została skorygowana.

— Dzięki Bogu — powtórzyła Alicja.
— Czy Paweł żyje jeszcze — ciągnął Czuchnowski — profesor Brunicki nie wie. W każdym razie już przed trzema laty, gdy go wysyłał do zakładu w Tworkach stan był beznadziejny... Kwestja miesięcy, lub nawet tygodni...
Alicja oparła głowę na ręku i znieruchomiała. Doktór chciał zapalić papierosa, lecz zdawało mu się, że teraz nie wypada. Patrzał na ścianę, na której rozwieszony był szal, wyobrażający centaura o wzniesionym ogonie i amazonkę, której szerokie lędźwie gniotły boki wierzchowca, stojącego dęba. Możliwe, że było to jako dzieło sztuki piękne, lecz Czuchnowskiego uderzyła w tem jakaś poprostu nieprzyzwoitość. Nie dlatego, że amazonka była naga, ale wogóle.
— Głupota jest największą zbrodnią — powiedziała jakby do siebie Alicja i wstała.
— Cóż — dodała po chwili — świat żyje głupotą. Nie wszyscy chwytają za rewolwer. Niektórzy, jak Paweł, popełniają samobójstwo... Gardzę nimi, nienawidzę ich!... Topielcy, co idąc na dno wpijają się w dusze innych, by ich też pociągnąć...
Położyła rękę na ramieniu Czuchnowskiego i zacisnęła palce:
— Ale są tacy, którzy się wciągnąć nie dadzą. Myślisz, że mam dla Pawła współczucie? Może litość? Nie, postokroć nie, tylko nienawiść za niego, i za siebie, i za nasze zmarnowane szczęście...
— Owszem, rozumiem ciebie... — zaczął niepewnym tonem Czuchnowski.
— Nie rozumiesz! Nie możesz zrozumieć, by ktoś potrafił zrobić tragedję z niepopełnionej winy kochanej i kochającej kobiety, by zdając sobie sprawę z bezpodstawności, z głupoty swoich pretensyj do losu, druzgotał życie sobie i jej, by z krzywdy, jaka spotkała ją w dzieciństwie, z krzywdy, ze zwykłej krzywdy, wyciągnąć obłędną żądzę zniszczenia najlepszych, naj-