paradował jeszcze za ladą amerykańskiego baru w malowniczym stroju kaubojskim z jaskrawą chustką na szyi.
Zamykał szafki i szuflady, pobrzękiwał kluczami, zsuwał zręcznie brudne szklaneczki i kieliszki do dużej blaszanej wanienki, trzymanej przez pyzatą pomywaczkę w białym kitlu.
Pomocnicy portjera zabrali się z rozmachem do porządkowania, zsunęli stoliki i pokryli je wkrótce rogatym lasem odwróconych do góry nogami fotelików.
Dziewczęta już się rozeszły. Na wysokim stołku przy barze siedziała sama panna Kazia, (signorita Fiametta — tango akrobatyczne) i pudrowała autentyczny argentyński nosek.
Nie spuszczała jednak oka z korytarza, a właściwie z oszklonych lagrowem szkłem drzwi, na których przybita była tabliczka — Dyrekcja.
Już od kilku dni narażała się przez to na żarciki i kpinki całego personelu, jednak nie dawała za wygranę.
I teraz kelnerzy, nakładając palta i rzucając swoje stereotypowe „szanowanie“, zerkali na nią porozumiewawczo, a barman zapytał:
— Panno Kaziu, czy mi się zdaje, czy pani czeka na tramwaj?
— Co? Na tramwaj? A to pan Zygmunt nie wie, że tramwaj z mądrymi rozbił się i wszyscy nogi połamali? — odcięła się z miejsca.
— Ja tam nie jeżdżę z mądrymi. Nogi mam całe.
— To widać — powiedziała znacząco.
Grabowski nie mógł jednak dać się „zjeść“. Brzęknął kluczami i zareplikował:
— Widać, nie widać, a pani, panno Kaziu to faktycznie marzenia ściętej głowy, można powiedzieć. Już znaliśmy takich, co gwiazdy po niebie łapali, a jak co do czego, to szlus i żadnej perspektywy, można powiedzieć!...
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/62
Ta strona została skorygowana.