Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/65

Ta strona została skorygowana.

szorowanie blach i zmywanie naczyń, wszedł do piwnic, by zobaczyć, czy wszystko jest pozamykane, zgromił gospodynię za niezgaszenie światła w lodowni i pochwalił za zmniejszenie się liczby tłuczonych szkieł.
Pogawędził z kuchcikami, uszczypnął w policzek tęgą kawiarkę i poszedł na salę. Wentylatory już zamknięto, kurze były starte. Służba wielkiemi płachtami płótna pokrywała meble.
— A ty mała czego tu jeszcze siedzisz? — zdziwił się ujrzawszy Kazię.
— Ja, ja... tego — zająknęła się — ja czekałam...
— Na co czekałaś?
— No, na... pana dyrektora...
— O co chodzi, słucham?
Signorita Fiametta milczała. Drucki doskonale wiedział o co jej chodzi, lecz umyślnie zapytał:
— Co, może pożyczka?
— Eee... nie... panie dyrektorze.
Była bardzo ładna i miała coś pikantnego w małych ruchliwych chrapkach. A że swoje tango akrobatyczne tańczyła prawie nago, wiedział, że była wspaniale zbudowana i wygimnastykowana, jak cyrkówka.
Jeżeli dotychczas nie zainteresował się nią, to tylko dlatego, że wszyscy mówili, że Kazia żyje z fortancerzem Izmaiłowym, a przytem sam był bardzo zajęty.
— No, więc cóż? — zagadnął.
— Eee.. pan dyrektor udaje, że nie wie..
— Że czego nie wiem? — drażnił ją Drucki.
— No, że pan dyrektor mnie się podoba...
— Oooo!...
— Ja wiem, że pan dyrektor wszystkim bardzo się podoba. Przecież nie potrzebuję tego mówić. Połowa tych bab, co teraz drzwiami i oknami walą do naszej budy, to wszystko dla pana dyrektora
Drucki roześmiał się.
— Niech pan Dyrektor nie śmieje się ze mnie, pan sam wie, że kobiety na pana lecą...
— I ty, mała, też?...