Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/66

Ta strona została skorygowana.

Znowu zaśmiał się, chociaż nieco zaskoczyła go ta prosta odpowiedź.
— I niech pani nie myśli, że lecę na pańskie pieniądze — wydęła pogardliwie wargi — forsy to ja mogę mieć jeszcze więcej niż mnie potrzeba... Pan dyrektor sam widzi, że najbogatsi goście rozbijają się o mnie. Ale pan mnie się tak podoba, bo pan jest morowy chłop i wogóle...
— Uważaj mała, bo mnie wbijesz w dumę. No pogadamy jeszcze kiedy o tem, a teraz czas spać.
Dziewczyna spuściła głowę:
— Nie podobam się panu — powiedziała cicho.
— Ale cóż znowu, tylko trzeba iść spać, późno już.
Chwyciła go za rękę:
— Panie dyrektorze, niech pan do mnie pojedzie na śniadanie.
— Ale mnie czas do łóżka, moja mała
— U mnie też jest łóżko, panie dyrektorze!... No, panie dyrektorze.
Był naprawdę nieco zmęczony i trochę go zirytowała natarczywość tej tancerki. Dlatego powiedział złośliwie.
— Że jest to wiem, ale czy czasem nie zajęte?
Natychmiast puściła jego rękę i odwróciła głowę.
— Ot, jak... — szepnęła — cóż.. wolno panu tak mi napluć w oczy... wolno... jestem taka, że ze mną tak należy...
Zrobiło mu się przykro.
— Sza, mała, — powiedział — nie chciałem ci nic przykrego mówić, zażartowałem, no już, uśmiechnij się, no szybko! Dobra jest! A jeżeli mnie jutro zaprosisz na śniadanie, to chętnie przyjadę. Bardzo chętnie! Ale dziś nie mogę. No, pa mała!
Pogładził ją po policzku i odwrócił się:
— Jaworek! — krzyknął — moje futro!