Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/81

Ta strona została skorygowana.

i owal twarzy po ojcu — zaopiniował — uderzające podobieństwo.
— A z usposobienia — zachwycał się Załkind, — to jestem wykapany ja. Aż czasem śmiech bierze.
Pod działaniem zbyt blisko trzymanej lampy długie rzęsy drgnęły i chłopak nagle otworzył oczy.
Były to ogromne niebieskie oczy o fenomenalnych ciemnozłotych źrenicach.
— Śpij, maleńki, śpij — pogłaskał go ojciec i zgasił lampę — idźcie, moi drodzy, on zaraz zaśnie, skarb mój najdroższy.
Drucki przetarł czoło i szedł za Lubą, jak nieprzytomny. W głowie wirowały mu myśli.
Gdy znaleźli się w salonie uważnie spojrzał na Lubę. Blady uśmiech otaczał jej usta.
— Pani Lubo... co to znaczy, co to może znaczyć? Położyła mu obie dłonie na piersiach i powiedziała szeptem:
— Ma twoje oczy, kapitanie, ma najpiękniejsze oczy na świecie.
— Boże drogi!
— Czy żałujesz ich jemu, kapitanie?...
— Ale jak? Jakim cudem? Czyżby jakieś przekleństwo wisiało nademną! Skąd to wasze dziecko ma te oczy!?
Luba złożyła ręce:
— Ze mnie, ze mnie, John...
— Ależ to jakieś czary!
— Czary — skinęła głową — pocóż rzuciłeś, kapitanie, czary na mnie, wówczas na pokładzie, kiedy drżałam, jak liść, gdy twoje ręce ściskały aż do strasznego bólu przeguby moich...
— Szaleństwo!
— Rzuciłeś czary — mówiła coraz prędzej — potężne czary, kapitanie, wypiłam wówczas twoje oczy, twoje najdziwniejsze, najpiękniejsze oczy... Tak, kapitanie, błagałam cię wówczas o ciebie całego...
— Cicho! — syknął Drucki