Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/82

Ta strona została skorygowana.

— Borys wie...
— Jakto wie? Czy spostrzegł to podobieństwo?
— Nie. Ale wie, że wówczas kochałam ciebie, kapitanie.
Drucki przygryzł wargę.
— Nie wiedziałam wtedy, że już noszę pod sercem syna Borysa i że dam mu twoje oczy, kapitanie.
— Ale jak? Jak!? Jakim sposobem!?
— Ludzie prości powiedzieliby, że „zapatrzyłam się“ na te oczy.
— Więc ty w to wierzysz? Wierzysz! Boże! Co za szczęście! — zawołał nagle — mam teraz niezbity dowód dla Karola! Luba! Wiwat!
Stała zdumiona, nie rozumiejąc powodu jego radości. Z sąsiedniego pokoju rozległy się kroki Borysa.
— Cicho, Luba, kiedyś to pani wytłumaczę. No, co — zwrócił się do wchodzącego Załkinda — syn śpi?
— Śpi, moja pociecha, Luba, a może byś tak nam dała co do przegryzienia?
Drucki był w świetnym humorze. Popijając herbatę opowiadał im, jak idzie „Argentyna“, jak stale powiększa się frekwencja i kasa i jak jest zadowolony, że interes stał się złotem jabłkiem.
— Naprawdę moglibyście przyjść kiedy, ręczę, że zabawicie się wesoło — namawiał.
— Nie, kapitanie, — potrząsnął głową Borys — ja nie lubię obnosić po lokalach swego kalectwa. Ale, jeżeli pan chce zabrać Lubę, to i owszem. Niech się rozerwie.
Drucki zrobił gest oburzenia:
— To już skandal! Człowieku, znęcasz się nademną! Jak można wymyślać tak wyrafinowane tortury. To tak, jakbyś pan pijakowi dał butelkę najlepszego koniaku i powiedział: „Wiem, że mi go nie wypijesz, ale możesz go nosić w kieszeni!
Śmieli się wszyscy, później Luba opowiadała, jakie miała powodzenie w Rabce, a następnie w Krynicy, wreszcie Drucki wstał: