Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/93

Ta strona została skorygowana.

brawo pani Alicjo. Tem lepsza zdarza się racja biby, że i ja dziś właśnie wygrałem piękny proces.
Czuchnowski nie odezwał się ani słowem.
Pojechali taksówką. Podczas drogi Alicja opowiadała mecenasowi o przebiegu rozprawy o gratulacjach, jakie złożyli jej koledzy i o pochwale prokuratora Martynowicza.
Julki jeszcze nie było w domu. Odrabiała dziś lekcje z dwiema koleżankami. Zaraz po obiedzie wyszła i miała wrócić przed dziewiątą. Dowiedzieli się tego z kartki, zostawionej na stole. Józefowa bowiem kończyła właśnie popołudniową porcję pacierzy i za skarby świata nie powiedziałaby ani słowa.
Jej zwiotczałe i pomarszczone wargi poruszały się drobnym, falującym ruchem mówiąc nabożne słowa, ale gdy podawała obiad z jej złośliwych spojrzeń nie trudno było odgadnąć niezadowolenie z powodu tak znacznego spóźnienia się pani na obiad. Jakże — pieczeń wyschła, a jabłka w cieście wystygły.
Nie zepsuło to natomiast apetytu ani Alicji, ani Łęczyckiemu. Tylko doktór był pochmurny, co zdawało się napełniać jego narzeczoną tem zajadlejszą wesołością.
Zanim wypili kawę była już ósma.
Na kolację iść stanowczo się nie opłacało.
— Wiecie co? — zaproponował Łęczycki — pani Alicja przebierze się, my obaj na szczęście jesteśmy w czarnych marynarkach, pojedziemy do kina na Marlenę Dietrich, a później na lumpę do „Argentyny“! Co?...
— Dobry pomysł. Film podobno wyborny, a o tej „Argentynie“ słyszałam, że tam świetnie się bawią.
— A ja słyszałem — odezwał się Czuchnowski — że właśnie piekielne nudy.
— Były! Były, przyjacielu — z miną znawcy odparł mecenas — teraz kupił tę budę jeden Amerykanin i on dopiero pokazał, jak się powinno takie rzeczy