Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/10

Ta strona została skorygowana.

w tobie pocieszyciela, zapomni o tamtym, a co najważniejsze, odzyska głos, który jest źródłem jej utrzymania.
Drucki w milczeniu palił papierosa.
— Jestem pewien — ciągnął profesor — że porażenie nerwu ustąpi.
— Dlaczego właśnie oniemiała, a nie oślepła lub ogłuchła?
— Jest śpiewaczką. Na strunach głosowych koncentrowała zawsze całą świadomą i podświadomą uwagę.
— Jakże mam ją poznać?
— Całkiem po prostu. Wstąp jutro przed pierwszą do kliniki. Przyjmę ją w twojej obecności.
— I przedstawisz mnie jako lekarza?
— Nie, jako swego przyjaciela. Sądzę, że najlepiej będzie, gdy dla waszego wzajemnego zbliżenia zaproponujesz nam, to znaczy jej i mnie, przejażdżkę samochodem.
— Mój wóz jest dwuosobowy — zauważył Drucki.
— Weźmiemy mój. Po drodze wysadzicie mnie na Dębowej, a sami pojedziecie dalej. Reszta należy do ciebie.
— A jeżeli ona w ogóle nie zechce przestawać ze mną?
— O, to nawet jest do przewidzenia ze względu na stan jej psychiki. Ze swojej strony zalecę jej przebywanie w twojem towarzystwie, a myślę, że taki wytrawny... uwodziciel, jak ty, da sobie radę: Zatem?... Zgoda?
— Zgoda — opuścił głowę Drucki.
Profesor uścisnął jego rękę i pośpiesznie dodał:
— Lecz o tem, ani słowa doktorowi Kunoki!
— Dobrze.
Brunicki zamknął fotografję w biurku, poczęstował gościa papierosem i powiedział: