Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/11

Ta strona została skorygowana.

— Poza tym, chciałem cię zapytać, czy nie obawiasz się, że jesteś śledzony?
— O, to wykluczone. Z jakiej racji?!
— Więc mógłbyś też zająć się dostarczeniem nam nowej pacjentki?
— Tam, do diabła! — zaklął Drucki.
— Jak mam to rozumieć? Odmawiasz?
— Nie odmawiam, do licha, tylko, czy nie uważasz, że wkrótce zmuszony będę porzucić wszelkie własne sprawy?!
Brunicki pokiwał się w fotelu:
— No, oczywiście, nie nalegam, byś się z tym śpieszył, chociaż doktor Kunoki gwałtownie potrzebuje nowej pacjentki, gdyż chodzi o bardzo ważną kontrolę pewnego eksperymentu. Powiedziałem też, że mógłbyś się tym zająć. Może się przecież zdarzyć, że zaobserwujesz potrzebny obiekt.
— No, może się zdarzyć — niechętnie bąknął Drucki, rozgniatając niedopałek w popielniczce.
— O to też chodzi... Zatem, doktorze — zwrócił się do wchodzącego Japończyka — pan Winkler podjął się wyszukania nam młodej blondynki.
— Jeżeli pan taki uprzejmy — dorzucił doktor — wolałbym, by nie była szczupła.
Drucki zaśmiał się sucho:
— Możecie ją utuczyć, do stu piorunów!
Chcieli go zatrzymać na obiedzie, lecz był tak zniechęcony do obu, że podziękował i odmówił.
Zresztą, dopiero dziś przeprowadził się w Aleję Szucha i chciał jeszcze szczegółowiej zająć się urządzeniem mieszkania, gdyż o siódmej miał po raz pierwszy przyjąć u siebie Alicję.
Pozatem wypadało wpaść bodaj na kwadrans do Załkindów, z którymi od dnia procesu nie widział się wcale.
Pojechał na Nowolipie.
Luby nie było w domu. Spotkał go Borys z kompresem na głowie.