Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/116

Ta strona została skorygowana.

Szły w milczeniu po piasku twardo ubitym miotem fal.
— Kochasz się — mówiła Alicja.
— Ja? — gwałtownie poczerwieniała Julka.
— Więc kochasz się. Tak przypuszczałam. O, nie myśl, że chcę ci z tego powodu robić wyrzuty. Doskonale to rozumiem. Sądzę jednak, że mogłaś mieć do mnie tyle zaufania, by zwierzyć mi się ze swem uczuciem.
Julka odwróciła głowę i Alicja wiedziała, że chce ukryć łzy.
— Juleczko — odezwała się miękko — czy możesz mi powiedzieć w kim się kochasz?
Dziewczyna spojrzała na nią załzawionemi oczyma, lecz oczyma zupełnie innymi, nienawistnemi, pełnemi złych błysków.
— Nie! — krzyknęła. — Nie kocham nikogo! Nie mogę ci powiedzieć i nie chcę. Nie kocham nikogo! Nikogo!
Alicja przytuliła ją do siebie, pomimo jej prób wyrwania się z objęć:
— Uspokój się, Juleczko. Przecież wiesz, jak cię kocham. No, uspokój się. Pomówmy bez nerwów.
Nie puszczała jej i po pauzie dodała:
— Czy, myślisz że on, ten, o którym marzysz, nie spostrzega twego uczucia? Że nie odpowie ci wzajemnością?
Julka nagle zaczęła się śmiać przykrym, nienaturalnym śmiechem, prawie brutalnie uwolniła się z objęć i, obrzuciwszy Alicję ironicznem spojrzeniem, powiedziała:
— Czy zdaje ci się, że tylko takie piękne, jak ty, mają prawo do wzajemności?... Czy... Ach, zresz mówimy bezprzedmiotowo.
— Julko?!...
— Uroiło ci się coś, Alu. Dajmy temu spokój.
Alicja jeszcze kilka razy próbowała powrócić do raz poruszonej sprawy w nadziei wydobycia z Julki