Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/118

Ta strona została skorygowana.

którym spotkała powracającą wychowankę, palił się jakimś złym ogniem.
Teraz należało za wszelką cenę stwierdzić, czy Bohdan pisuje do Julki. Z zimną ostrożnością zbadała panią Czerwieńską, służbę, listonosza, a nawet Therlingów, którzy czasami widywali się z Julką jeszcze przed śniadaniem, to jest wtedy, gdy ta mogła czytać otrzymane listy. Wreszcie udała się na pocztę. Indagowany urzędnik wzruszył tylko ramionami:
— Żadnych informacyj pani udzielić nie mogę. To jest moja tajemnica służbowa.
Wobec tego zwróciła się do kierownika urzędu pocztowego, okazała mu swoją legitymację prokuratorską i uzyskała to, że urzędnik przypomniał sobie, iż dwa razy wydawał karty pocztowe, adresowane do panny Julii Horn i otrzymał od szefa polecenie zatrzymania korespondencji, jakaby do niej jeszcze nadejść mogła, do dyspozycji pani prokuratorki.
— Więc pisał do niej, więc pisał — powtarzała Alicja, wracając do pensjonatu i gryząc wargi — poza memi plecami!
Była tak wzburzona, że przezorność nakazywała unikania Julki, póki nie zdoła się opanować. Zamknęła się w swoim pokoju, rzuciła na łóżko i, przyciskając dłonie do twarzy, powtarzała:
— Żmija, żmija, żmija... parszywe szczenię, wyhodowałam ją, żmija... żmija...
Z przegryzionej wargi sączyła się krew, której mdły i ostry smak otrzeźwił Alicję.
— Spokoju! spokoju!...
Usiadła i, podparłszy głowę rękoma, myślała:
— Przedewszystkiem trzeba mieć djagnozę sytuacji. Jak daleko zaszedł romans Julki z Druckim? Czy oddała mu się? Czy jeszcze nie?...
— Och, zapłaci mi za to ta żmija!... To bydlątko! Zapłaci!
Mijały godziny na ważeniu szans takiej czy in-