Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/122

Ta strona została przepisana.

— Zaraz — odsunęła go lekko — zamknę odkurzacz. Szkoda prądu.
Wstała i on wstał również. Wyłączyła kontakt i wyprężając ręce powiedziała:
— Straszny gorąc! Żeby tak do Wisły!
— Wykąp się w wannie — wycedził przez zaciśnięte zęby, zapalając papierosa.
— O, nie... Gdzieżbym się ośmieliła.
— Dlaczego? Proszę cię. Napuść sobie wody, tylko nie za zimnej, bo przeziębisz się.
— Można? Naprawdę pan pozwala?
— Ile tylko chcesz.
— Bo ja nieraz, jak pana niema, to myślałam, żeby wykąpać się, ale bałam się. O, niech pan tylko nie myśli, że ja jestem brudna. Ja i tak myję się, a to dla chłodu.
— Nie, nie myślę. Daj mi śniadanie i kąp się ile chcesz.
— Dziękuję, bardzo dziękuję! — zawołała z wprost dziecinną radością i w ciągu kilku minut podała mu kawę, poczem znikła.
Spróbował kawy, była gorąca. Zbliżył się do okna. Termometr w cieniu wykazywał trzydzieści siedem stopni. To upał!
Z pokoju kąpielowego dobiegł uszu plusk wody. Drucki przymknął oczy, wahał się chwilę i nacisnął klamkę drzwi pokoju kąpielowego. Były otwarte.
Dziewczyna stała naga w niszy prysznicowej, wśród gradu kropel, otaczających ją zewsząd. Ręce oplotła na karku, poddając twarz i piersi bezpośredniej sile natrysku. Oczy miała zaciśnięte, a szum wody zagłuszył kroki Druckiego.
Spostrzegła go dopiero po dłuższej chwili, gdy stojąc o dwa kroki od niej, zaklął:
— Psiakrew!
— Ojej! — krzyknęła i natychmiast przysiadła, zakrywając rękoma piersi, lecz jednocześnie podnosząc nań roześmiane oczy.