Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/124

Ta strona została przepisana.

— Dowidzenia, mała!
— Dowidzenia panu... ale...
— Ale co? — zatrzymał się w progu.
— Ale na noc to chyba... nie przyjdę... Bo plotkowaliby... Aż jutro rano?
— Dobrze. Rano! Im wcześniej, tem lepiej.
— A pan... pan... dziś nie pojedzie na wieś do tej pani?...
— Za żadne skarby — zaśmiał się.
— To dobrze. Dowidzenia.
Odprowadziła go roziskrzonem spojrzeniem.
Drucki zatrzasnął drzwiczki auta i, zerknąwszy ku swoim oknom zobaczył wychylającą się zza firanki Zośkę. Powiał ku niej ręką i ruszył dobrym gazem.
Na Dębowej otworzył mu furtkę mrukliwy brodacz i oświadczył, że profesor jeszcze nie wrócił z kolei.
— Skąd?
— No, z dworca. Przecie syna odprowadza.
— Syna? — stanął, jak wryty, Drucki.
W tej chwili wszedł do przedpokoju doktór Kunoki.
— A, jakże się cieszę! — zawołał z tym żywszym, niż zwykle uśmiechem, którym zawsze witał Druckiego — no, proszę, proszę, profesor niedługo przyjedzie. Cóż pan porabia?
Drucki w kilku zdaniach opowiedział, że był na Helu i nawet miał tam wrócić, ale go coś „ukąsiło“ i nie wyjedzie.
— A co to, Antoni mnie powiedział, że podobno Piotr tu był?
Kunoki skinął głową.
— Karol go sprowadził na stałe ze Szwecji?
— Nie. Pan Piotr chciał poznać Polskę. Teraz jedzie do Zakopanego, do Krakowa i dalej, ale wróci tu jeszcze. Prosiłbym — dodał po pauzie, — by pan nie zdradzał się przed profesorem, że mu o tem powiedziałem.