Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/14

Ta strona została skorygowana.

stwem“ — zaprotestował Drucki. — Ja nie jestem latarnia, bym się świecił.
— Juści! — zaśmiała się — ale taki obyczaj.
I, nie zwracając nań więcej uwagi, znowu zabrała się do roboty.
Wszedł do hallu, pomógł chłopcom przesunąć dwa ciężkie tapczany i otrzepawszy ręce, zajrzał do sypialni. Tu już wszystko było skończone, tylko przed oknem stała składana drabinka, a na niej siedziała wysmukła brunetka, starsza córka dozorcy.
— Dzieńdobry panience. Pi, pi, jak ładnie ułożyła pani te firanki!
W ustach trzymała igłę z nitką, a że obie ręce miała zajęte, skinęła tylko głową i zaśmiała się wstydliwie.
Widział ją już dwukrotnie i wiedział, że jest kasjerką w narożnym sklepie kolonjalnym.
— Cóż to — zapytał. — Panienka dziś nie poszła do pracy?
Wyjęła igłę i powiedziała:
— Zwolniłam się, proszę pana. Tyle tu roboty. Musiałam pomóc.
Zauważył, że ubrała się dziś ładniej, w granatową sukienkę z białym kołnierzykiem. Sukienka była przykrótka i stojąc niżej, widział jej zgrabne, chociaż zaszczupłe łydki, obciągnięte, widocznie na jego benefis, jedwabnemi pończochami ze strzałką.
— Już tu skończyłam — powiedziała, lustrując swoje dzieło. Muszę jeszcze poprawić przy drugiem oknie.
Chciała zejść z drabinki, lecz ją zatrzymał.
— Proszę zaczekać, przeniosę panienkę!
Nim zdążyła zaoponować, wszedł pod rozstawiony kąt drabinki, i przy akompaniamencie nieco wystraszonych „ojej!“, przeniósł ją do drugiego okna.
— Ale pan to jest silny — zawołała z jakimś strapionym podziwem.
Zaśmiał się wesoło i zapytał: