Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/140

Ta strona została przepisana.

Roześmiał się i zagarnąwszy jej nogi położył obok siebie. Ta dziewczyna wprost skandalicznie działała mu na zmysły. I ten zapach mleka i cząbrów... I ta prostota pożądliwości.
Sprawiło to, że po każdym uścisku nietylko nie nabierał do niej uczucia przykrej obcości, lecz przeciwnie opanowywała go chęć tkliwych pieszczot i mówienia jej rzeczy miłych, wyrazów czułych i uśmiechniętych.
Właśnie oparty łokciem na poduszce tłumaczył to Zośce, wpatrując się w jej zaróżowioną twarz i w rozchylone szybkim oddechem usta, gdy w przedpokoju rozległ się dzwonek.
— Kogoś djabli niosą — przerwał sobie.
— Otworzę i zobaczę — podniosła się, poprawiając naprędce włosy i perkalową sukienkę, która była niemożliwie wygnieciona.
Łowił uchem odgłos jej bosych nóg, później szczęk zamka w otwieranych drzwiach i zmieszane głosy.
— Ki djabeł? — pomyślał.
Nieomal w tejże chwili do sypialni wpadła Alicja.
— Boh! — krzyknęła.
— Ta pani odepchnęła mnie i weszła przemocą zawołała Zośka wzburzonym głosem.
Twarz Druckiego ściągnęła się.
— Zośka — powiedział twardo — proszę iść do domu.
Dziewczyna otworzyła usta, lecz nie odezwała się. Obrzuciła tylko Alicję nienawistnem spojrzeniem i wyszła.
— Boh! — powtórzyła Alicja.
Drucki odrzucił kołdrę, nałożył pantofle i poprawiwszy pidżamę wstał:
— Co to ma znaczyć? — zapytał stłumionym głosem.
— Boh! Tak mnie witasz?
— Witam cię tak, jak ty tu weszłaś.