Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/143

Ta strona została przepisana.

Wziął ją za rękę:
— Uspokój się, Al, poco ten patos.
— Patos? — zaśmiała się gorzko — ja ciebie kocham, Boh, ja ciebie ubóstwiam, bez ciebie żyć nie potrafię. Czyż nie rozumiesz, że to musi być patetyczne... Ktoś chce mi ciebie odebrać, ale ja nie oddam cię, nie oddam, za żadne skarby!...
Oplotła go ramionami, rozpalonemi ustami przywarła do jego ust.
Nie umiał wyzwolić się z tego uścisku, nie potrafiłby odsunąć od siebie tej kobiety, której piękność wprost go obezwładniała, a namiętność wywoływała burzę w jego zmysłach.
— Pragnę cię, Boh, i ty mnie pragniesz, kocham cię do szaleństwa, Boh!... Ty moje szczęście, ty moje szczęście... Widzisz, widzisz, że nie wygasła i twoja miłość, że nie możesz wyrzec się mnie, Boh!... Jestem tak spragniona... I powiedz, powiedz, czy ty mnie nie pragniesz?...
Uniósł ją w ramionach, a to, co nastąpiło, było najwymowniejszą odpowiedzią na jej pytanie.
Jednakże odpowiedź tę podyktowały tylko zmysły, i teraz, siedząc w fotelu i patrząc, jak Alicja przed lustrem poprawia włosy, Drucki zły był na siebie.
Słuchał tego, co mówiła, lecz z treści tych słów nie zdawał sobie sprawy. Myślał nad tem, w jaki sposób wytłumaczyć jej, że mimo wszystko niema już powrotu do tych czasów, kiedy ona wypełniała mu życie. Nie mógł znaleźć wyrazów, któremiby należało to wyjaśnić, czuł się skrępowany.
Nie znosił tego!
— Czemu nie odpowiadasz? — odwróciła się.
— Przepraszam, nie słyszałem.
— Pytałam, kiedy jedziemy na Hel?
— Nie pojadę. Zostanę już w Warszawie. Zatrzymują mnie interesy...