Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/145

Ta strona została przepisana.

wała się, by nie rzucić jej w twarz słowa: — żmija!
Przyjechali późnym wieczorem i Alicja natychmiast przebrała się i pojechała do „Argentyny“. Kazała dać sobie lożę i poprosić dyrektora Winklera. Nie była wcale dobrze usposobiona, lecz robiła wszystko, by Drucki czuł się w jej towarzystwie jak najweselej. Piła dużo wina i gdy około czwartej nad ranem wsiadali do „Foulda“, oświadczyła, że nie potrafiłaby reszty nocy spędzić samotnie.
— Jedźmy do ciebie, Boh, dobrze?
Zgodził się. Zgodził się! Więc wszystko zaczyna układać się według jej przewidywań.
I układało się przez kilkanaście dni.
Alicja tymczasem odwiedziła wszystkie większe biura pośrednictwa pracy. Narazie nie było nic dla Julki odpowiedniego, wkrótce jednak miała się uwolnić posada nauczycielki — guwernantki do trzech małych dziewczynek u zbogaconych chłopów na Wądołach, majątku położonym na krańcach Pińszczyzny o czterdzieści kilometrów od najbliższej stacji kolejowej. Alicja uznała to za bardzo odpowiednie, a po powrocie do domu powiedziała Julce:
— Chciałam ci zakomunikować, że w dalszym ciągu nie będę mogła cię kształcić. Jesteś już w tym wieku, kiedy korzystanie z obcej pomocy i życie na cudzy koszt jest usprawiedliwione tylko w wypadku posiadania pewnych praw moralnych do przyjmowania tego wszystkiego. Sądzę, że to rozumiesz?
— Tak — odpowiedziała Julka drżącym głosem.
— Otóż nie widzę powodu, dla którego nie miałabyś utrzymywać się sama. O znalezieniu w Warszawie posady, zapewniającej możność jakiej takiej egzystencji oczywiście w obecnych czasach i przy twoich kwalifikacjach mowy być nie może. Mam jednak nadzieję znalezienia czegoś dla ciebie na prowincji. Czy chcesz z tego skorzystać?
— Tak — odpowiedziała. Była blada i usta jej drżały.