Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/152

Ta strona została przepisana.

da pani, że ma samochód. Czy nie przyszło pani na myśl, zauważyć jego numer?
— A jakże na pamięć umiałam i na karteczce miałam zapisane, ale jak na złość karteczka gdzieś zapodziała się, a ja jak z pamięci zabrałam się zapisywać, to ze strachu, żeby nie poplątać, wszystko mi się we łbie pokiełbasiło. I teraz nijak nie mogę sobie przypomnieć czy to 87.653, czy 78.356, czy jakoś podobnie. Ale że na początku albo 87, albo 78 to mur...
Alicja szybko zrobiła notatkę i zapytała:
— Jak wygląda to auto?
— Czarne, wielkie, a na przodku trzy złote korony i coś napisane...
— Może Reenclar?
— O, jakby tak.
— Torpedo, czy limuzyna?
— A Bóg jego wie — rozłożyła ręce akuszerka.
— Otwarte, czy kareta? — zmieniła pytanie Alicja.
— Nie kareta, toż mówię, auto. Niby zrobione na karetę, ale auto. Póki jeszcze pamiętałam numer, to poszłam do urzędu ruchu kołowego i pytam czyje? A tam taki powiada: — a paniusi jaki zakichany interes, przejechał paniusię, czy co?... To ja mu powiadam, że popierwsze, nie żadna paniusia, gbur taki, a w ogóle to co, tajemnica wielka?... A na drugi dzień to posłałam szwagra i on dowiedział się, że to jakiegoś generała i przepisany na Poznań.
Alicja niecierpliwie poprawiła się w fotelu:
— A ten pan nie jest generałem?
— Skąd jemu do wojska. Cherlak taki, a przytem mnie się widzi, że musi być doktór, bo na tem to się zna i po łacinie sobie zapisuje i pyta fachowo.
— No i cóż robi z temi dziewczynami?
Bufałowa rozłożyła ręce: