Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/161

Ta strona została przepisana.

rogu Filtrowej wpadła do taksówki i rzuciła szoferowi adres.
Więc nie omyliło jej złe przeczucie... Ranny... Ciężko ranny... Boże, on nie umrze, on nie może umrzeć... Co to było pojedynek, czy napad, a może katastrofa?... Pan Janek zawsze tak strasznie szybko jeździ...
W domu nikogo niema, mogą zakraść się złodzieje... A niech tam, teraz jej wszystko jedno...
Roztrzęsiona taksówka gwałtownie podskakiwała na wyboistym bruku. Wokół wznosiły się brudne, obdrapane kamienice. Julka nigdy nie była w tej dzielnicy, zamieszkałej przez uboższą ludność miasta i wygląd otoczenia jeszcze bardziej podkreślał w jej wyobraźni rozpaczliwe położenie pana Janka.
Samochód zatrzymał się przed ogromną niechlujną kamienicą. Zapłaciła i weszła do bramy, skąd wionął ku niej zaduch rozprażonego w słońcu śmietniska. Na pierwszem podwórzu bawiło się kilkanaścioro obdartych dzieci, w drugiem, wąskiem, jak studnia, panował wilgotny chłód i cisza.
Brudne, trzeszczące drewniane schody zwijały się wgórę stromą serpentyną. Biegła zdyszana, potykając się o wydeptane stopnie i licząc piętra.
Wreszcie stanęła przed wąskiemi niegdyś czerwonemi drzwiami, nad któremi przybita była tabliczka z numerem 64-ym.
Serce waliło jej jak młotem. Przez kilka minut szukała dzwonka, zanim zorjentowała się, że go wogóle niema. Zapukała lekko.
Za chwile zobaczy go leżącego w pokrwawionych bandażach... Boże, Boże... On musi żyć, on nie umrze, może wogóle ta kobieta, co telefonowała, przesadziła, kobity tak często przesadzają, może rana nie jest tak groźna?... Będzie go pielęgnowała dniami i nocami... Teraz nawet Alicja nie zdoła odepchnąć jej od niego... Czy aby tylko lekarza już wezwali...