Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/17

Ta strona została skorygowana.

Nagle spojrzała na niego z przestrachem.
— Chyba, chyba, żeby pan nie chciał?...
— Co znowu — zaprzeczył — dlaczegożbym miał nie chcieć.
— Czy ja wiem... Może pan będzie miał służącego.
— Otóż nie. Nie będę miał żadnego służącego, a jestem rad, że to panna Zośka będzie mi kucharować.
— Rad, nie rad, niech pan nie mówi, bo może akurat nie do gustu będzie.
Roześmiała się i zaczęła płukać nad zlewem ścierki.
— Uszanowanie panu — usłyszał za sobą głos dozorcy.
— A, jak się macie?
— Dziękuję wielmożnemu panu. Przyszedłem zobaczyć, czy tu moi wszystko w porządku zrobili.
— To ja wam dziękuję — podał mu rękę Drucki — mieszkanie wygląda jak cacko. Już to na waszą rodzinę skarżyć się nie możecie.
— Niby na moją? — podrapał się po ciemieniu. — Ano, zdatne są, nie krzywduję sobie.
Powiedział to z najbardziej obojętną miną, ale widać było, że pochwała uradowała go bardzo, nawet wzruszyła, bo chrząknął prawie ponuro.
Druckiemu przypomniało się to, co kiedyś, będąc jeszcze młodym chłopcem, usłyszał od stryja.
— Polscy chłopi i angielscy gentelmani mają jedną wspólną cechę: — i ci, i tamci uważają okazywanie swoich uczuć za największą nieprzyzwoitość.
Po kwadransie został sam. Stanął przy oknie i czekał, aż zobaczył Alicję idącą płynnym, elastycznym krokiem.
Na powitanie podała mu obie ręce i powiedziała:
— To takie trywjalne, że przychodzę do ciebie, a jednak, jak każda kobieta, przychodząca po