Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/170

Ta strona została przepisana.

winowajcę i zaczęła okładać go pięściami, akompanjując sobie ordynarnemi wyzwiskami.
Łysy wprawdzie zasłaniał się od ciosów, lecz nawet nie próbował obrony.
W pięć minut potem musiał pomóc swej oprawczyni przenieść chorą zpowrotem na łóżko.
Julka z przerażeniem szeroko otwartemi oczyma przyglądała się tym scenom. Gdy na chwilę została sama, czemprędzej ukryła nóż pod porwaną ceratą kozetki.
Z tego, co wykrzykiwała gospodyni, bijąc tego łotra, Julka wywnioskowała, że stanowi dla tej wiedźmy cenny obiekt, i że nie wolno drabowi jej ruszać, gdyż inaczej jakiś ktoś za nią grosza nie da, a jakaś „tamta“ się dowie. to kryminał murowany... Jedno z tego było całkiem jasne: zostanie sprzedana, lecz tu jej nic nie grozi, zwłaszcza w obecności gospodyni.
Właśnie weszła i rzuciła na kanapkę rudy zniszczony koc.
— Niech się panienka nie boi — powiedziała uspakajająco — już tu panienki nikt nie ruszy, a zaraz przyniosę kolację.
Istotnie, przyniosła kawał chleba, posmarowany topionym smalcem i kubek mętnej herbaty.
Proszę zjeść i kłaść się spać, a nie zapomnieć zgasić światło. Dobranoc.
Wyszła i zamknęła drzwi na zasuwę. Julka oczywiście nie tknęła jedzenia. Pociągnąwszy pod siebie nogi nieruchomo siedziała w kacie kozetki, Wpatrzona w ciszę, przerywaną tylko chrapliwym oddechem chorej w sąsiedniej alkowie.
Tysiące myśli przesuwało się jej przez głowę. Doskonale zdawała sobie sprawę z beznadziejności swego położenia, wiedziała, że nic jej stąd wybawić nie zdoła, a jednak wszystko wydało się jej jakieś nierealne, jakieś urojone, własnowolnie wyobrażone, nieprawdopodobne, pomimo to, że czuła pod ręką