Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/171

Ta strona została przepisana.

zimny dotyk ceraty, a wprost przed jej oczyma dogasała naftowa lampka...
Na szczęście, gdy ostatni raz pyknęło w niebieską resztkę płomyka, na dworze zaczął się już świt i przez grube tafle ślepego okienka zaczęło sączyć się światło.
Julka, jak tylko mogła najciszej, wstała, i wyprostowała zdrętwiałe mięśnie. Ostrożnie dotknęła klamki, lecz drzwi były wciąż zamknięte.
— Mój Boże — pomyślała — gdyby pan Janek wpadł na mój ślad, przecież sam opowiadał, jak w Tonkinie odnalazł uprowadzonego przez Annamitów kasjera z Hanoi... A tu przecież nie dziki kraj lecz środek Europy... Napewno już jej szukają... O, czemuż nie zostawiła w domu kartki z tym adresem, byłaby już wolna, a ci zbrodniarze znaleźliby się w więzieniu...
W mieszkaniu tymczasem zaczął się ruch. Widocznie obudziła się chora, bo zaczęła stękać. Wkrótce odsunął się rygiel i weszła gospodyni.
Zburczała dość łagodnie Julkę za to, że nic nie jadła i przypięła kubek gorącej kawy, której Julka również nie tknęła.
Znowu została sama. Godziny wlokły się tak wolno, że raz po raz nakręcała zegarek, myśląc, że się zatrzymuje. O pierwszej baba zjawia się z miską zupy, lecz Julka oświadczyła, że nie jest głodna, spróbowała natomiast namówić tę straszną kobietę, by wypuściła, a dostanie dużo pieniędzy, więcej niż jej mogą znęcić handlarze żywymi towarem.
Stara tylko wzruszyła ramionami i wyszła.
Pod wieczór Julka zaczęła odczuwać dotkliwy głód i pragnienie. To też o godzinie ósmej, gdy gospodyni przyniosła wielki kubek herbaty i suchą tym razem kromkę chleba, nie mogła powstrzmać się od skosztowania jednego i drugiego. Chleb był smaczny, a herbata, chociaż miała jakiś nieprzyjemny za-