Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/181

Ta strona została przepisana.

Czy mogę cię prosić o jedną poprostu grzeczność?... Odłóżmy to do jutra?...
Zrobił niewyraźny ruch ręką:
— Poco, Al? Poco mamy wzajemnie się męczyć jeszcze raz?
— Proszę cię o to...
— Więc dobrze, jak chcesz...
— Dziękuję ci — podała mu rękę a ta tak drżała, że Drucki aż się zdumiał.
W niczem to jednak nie mogło zmienić jego postanowienia. Nie mieściło mu się wprost w głowie, jak Alicja potrafiła zdobyć się na tak brzydki i niski postępek w stosunku do Julki. Gdyby to leżało w jego mocy i w jego prawie, zrobiłby wszystko, by Julkę sprowadzić znowu do Warszawy. Zresztą nie wyrzekał się jeszcze tego. Jeżeli otrzyma od Julki list z oskarżeniami na to wygnanie, zmusi Alicję do pozwolenia na jej powrót, albo przywiezie ją sam.
Z Alicją postanowił zerwać bez względu na jakiekolwiek następstwa. Liczył się z tem, że będzie mściła się na nim. Możliwe nawet, że zadenuncjuje go jako przestępcę, ukrywającego się pod obcem nazwiskiem. Mniejsza o to, a raczej nie, właśnie tem lepiej... W każdym razie nie zmieniłby już swej decyzji za żadną cenę.
To też nazajutrz wszystkie nadzieje Alicji zawiodły na całej linji. Nie umiał i nie chciał zrozumieć jej tragedji, nie stracił ani na chwilę swego nieznośnie spokojnego i uprzejmego sposobu zachowania się. Nie wzruszyło go nawet to, że ona, taka dumna, taka niezależna, rezygnowała teraz z wszelkich praw, wyrzekła się wszelkich pretensyj, błagając jedynie o pozwolenie widywania go od czasu do czasu, o łaskę jego przelotnej pieszczoty, o możność usłyszenia odeń kilku bodaj najobojętniejszych słów.
Całowała jego ręce, czepiała się rozpaczliwa jego nóg, skomlała, jak wypędzony pies, przysięgała niewolnicze posłuszeństwo...