Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/191

Ta strona została przepisana.

ruszce, która uparła się przygotwać jej coś z prowiantów na drogę, dla ukrycia swej gotowości, powiedziała, że jeszcze namyśla się, czy ma jechać, czy zostać:
— Pi, proszę pani, on powiada, że mnie kocha i że bezemnie żyć nie może. Ale ja tam wcale na niego nie lecę i nie pojechałabym, gdyby nie to, że się go boję.
Oboje staruszkowie zburczeli ją za to, a Drucki zaśmiewał się, siedząc na ganku i słysząc całą rozmowę. Gdy Cieplikówna wyszła do niego i zapytała, wyjrzawszy za furtkę, gdzie jest auto, podprowadził ją do tylnego parkanu.
— Czy tu aby zmieści się mój koszyk? — zażartowała.
— Kto wie, poczciwa gospodyni tyle mi szykuje... No, może tymczasem posiedzimy na ławeczce? Już pewno obeschła...
— Cicho — chwycił ją za rękę Drucki i stanął jak wryty. Byłby przysiągł, że słyszał skrzypnięcie furtki i przyczajone kroki. Lecz znowu zaległa zupełna cisza.
— Zdawało mi się — powiedział — tak ciemno... To tu ta ławeczka?
— Tu, pod jaśminem... Jezu!!!
W tejże chwili huknął strzał, drugi, trzeci... Z krzaków skoczył jakiś cień, obok przemknął drugi... Drucki błyskawicznym ruchem dobył rewolwer i strzelił czterokrotnie za uciekającym. Chciał biec za nim, lecz potknął się i omal nie upadł. Pociemku namacał ramię leżącej na ziemi dziewczyny. Pod palcami poczuł krew. Kule z krzaków musiały ją trafić. Jest[1] ranna...

Pochylił się nad nią, by ją podnieść, gdy nagle poczuł potężny cios w ramię i upuścił rewolwer. Jednocześnie uczuł na karku czyjeś żylaste ręce i tuż obok usłyszał stłumione gwizdnięcie. Od strony krzaków odpowiedziało takież.

  1. Brak części tekstu. Treść (oznaczoną kolorem szarym) uzupełniono na podstawie wydania Zakładu Nagrań i Wydawnictw Związku Niewidomych. Warszawa 1996.