Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/196

Ta strona została przepisana.

czynka-kaleka o potwornie wielkich oczach i o zupełnie siwych włosach.
Julka otrzymała arkusik papieru z przepisami obchodzenia się z małą, musiała ją wykąpać i dawać jej lekarstwa z numerowanych flaszeczek. Przed wieczorem poznała nową osobę. Był to krępy brodaty służący, który przyniósł jakiś duży metalowy aparat i, nie spojrzawszy na Julkę, wyszedł. Po chwili przyszedł pan w okularach i, obejrzawszy dziecko, umieścił je wewnątrz aparatu i polecił Julce przyniesienie z pokoju numer 14b grubej czarnej książki.
Tak stopniowo poznawała Julka ten dziwny dom, w którym pełno było nie widujących siebie wzajemnie ludzi. Na parterze w małych pokoikach, takich samych, jak jej, mieszkały cztery kobiety, z któremi nie wolno jej było rozmawiać pod grozą zamknięcia. Na górze musiało być ich znacznie więcej, sądząc z ilości pokarmów, jakie kilka razy dziennie zwoziła tam winda z kuchni, znajdującej się w suterynie. Na górze też był większy pokój z sześciorgiem niemowląt i drugi z dwoma kilkuletniemi bliźniakami. Tam gospodarowała ta piękna pani, którą Julka najpierw poznała, a która, jak to wkrótce zauważyła, była niema. Jednak musiała tu być klinika i to klinika położnicza, gdyż wszystkie znajdujące się tu kobiety były, albo w odmiennym stanie, albo jeszcze karmiące. Te najwięcej wymagały zachodu, gdyż nietylko same podlegały pielęgnacji, lecz należało bardzo ściśle przestrzegać godzin karmienia, kiedy to przynosiło się im ich niemowlęta.
Niektóre pacjentki próbowały zaczynać z Julką rozmowy, lecz ta, w obawie przed zamknięciem, jak też pragnąc dotrzymać obietnicy, nie odpowiadała ani jednem słowem. Zastanawiała Julkę olbrzymia różnica warunków, w jakich znajdowały się lokatorki tego domu. Jedne miały pokoje o kolorowych szybach wysłane dywanami, pełne różnobarwnych tka-