Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/20

Ta strona została skorygowana.

— Dobra! Będziemy szaleli — nadrabiał humorem, chociaż w gruncie rzeczy był niezadowolony.
Przeprosił ją na chwilę, załatwił kilka spraw, wybrał stolik koło ringu i zaprowadził tam Lubę.
Luba istotnie chciała się „wytańczyć“ i nie opuszczała ani jednego tańca tak, że Drucki wreszcie zaczął prosić o zmiłowanie:
— Ja już ledwo ruszam nogami! Luba, zlituj się nad zmęczonym staruszkiem!
— O? A cóż to tak zmęczyło kapitana? — zapytała podejrzliwie.
— Urządzałem dziś swoje mieszkanie. Już ledwie dyszę.
Luba dużo piła i, gdy odwiózł ją o czwartej na Nowolipie, była mocno podchmielona.
Na szczęście nie potrzebował już wozu odprowadzać do garażu, gdyż miał pozwolenie na pozostawianie auta w podwórzu domu, w którym teraz mieszkał.
Stróżowi, który mu otworzył bramę, polecił obudzić siebie o jedenastej i położył się spać.
Był porządnie zmachany, toteż spał kamiennym snem i dopiero jaskrawe światło słońca obudziło go.
Otworzył oczy i zobaczył Zośkę, rozsuwającą zasłony okien.
— Ale pan śpi! — zawołała wesoło.
— Dzień dobry, mała, jak tu weszłaś? — zdziwił się.
— Ano, przecież pan zostawił drzwi otwarte. Gdyby jakie złodzieje chcieli, to by pana mogli nawet z łóżkiem wynieść.
— A która to?
— Jedenasta. Czy panu zrobić herbaty, czy kawy?
— Zrób, mała, co chcesz, byle prędko, bo na dwunastą muszę być fiut!
— Fiut?
— No, na mieście.
— A... A co podać do herbaty?