Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/202

Ta strona została przepisana.

taki, jakim byłby w takiej sytuacji każdy mężczyzna. Pomału uspakajała się i zaczęła mówić, że on przecie nawet nie wie, kogo uratował, czy ona zasługuje na to, że wołała go, gdyż jego głos, a i on sam jest zupełnie podobny do jednego starszego już pana, najlepszego i najcudowniejszego człowieka na świecie, że ona jest strasznie nieszczęśliwa, bo nie ma na całej ziemi nikogo bliskiego, że zwabiono ją podstępnie do okropnej nory i dalej chaotycznie, lecz szczegółowo, opowiedziała mu wszystko, co ją spotkało, aż do chwili odzyskania wolności.
Młody człowiek słuchał ze zmarszczonem czołem i z zaciśniętemi szczękami. Opalona skóra jego twarzy stawała się... coraz bardziej blada, na skroniach wystąpiły żyły. Jakże teraz bajecznie podobny był do pana Janka!... Mówiła dalej, a gdy umilkła, jej obrońca wstał i powiedział:
— Proszę pani, daję pani na to słowo honoru, że do stu djabłów, potrafię jej zapewnić zupełne bezpieczeństwo, a z tymi, którzy działali na pani szkodę, jak i z tymi łajdakami z ulicy Pańskiej zrobię należyty rachunek.
Był tak wzruszony i wzburzony, że głos mu drżał.
Gdy w kwadrans potem wrócił Kunoki, zastał go jeszcze bardziej nieprzejednanym. Napróżno wziął go na stronę i obszernie tłumaczył sytuację, napróżno przekonywał. Piotr oświadczył, że wszystko go nie interesuje i do żadnych spraw ojca, czy doktora mieszać się nie zamierza, ale tej panny nie opuści i wara od niej. Kunoki musiał użyć całego swego sprytu dyplomatycznego, by Julka, a wówczas i Piotr, zgodzili się na czasowe pozostanie jej w domu profesora, już nie w klinice, lecz tu, w pokoju profesora.
Całe poobiedzie Piotr spędzał z Julką. Musiała mu jeszcze raz szczegółowo opisać przebieg wypadków, których tak sczęśliwym finałem było ich spot-