Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/205

Ta strona została przepisana.

sunkowo rzadkich okresów, kiedy nietylko przez kancelarję prokuratury przechodziło wiele wyjątkowo ważnych spraw, dających zdolnemu jej szefowi niezwykle szerokie pole popisu, lecz wobec wprowadzenia w życie ustawy o Sądach Doraźnych, obciążało go wielką odpowiedzialnością, a zatem otwierało naścieżaj furtkę do wielkiej karjery.
A tym szefem była właśnie podprokuratorka Alicja Horn.
Jak Sąd Sądem nie pamiętano takiego tempa pracy i tak wielkich wymagań kierowanych z gabinetu prokuratorskiego pod adresem władz śledczych, policji i bezpośrednich podwładnych. Jak Sąd Sądem nie pamiętano prokuratora, któryby z taką zawziętością ścigał przestępstwa, któryby dniem czy nocą stawiał się osobiście na miejsce każdej nawet pośledniejszego gatunku zbrodni, tak żywy brał udział w śledztwie, no i tak genjalnie umiał niem kierować.
— Robi baba niesłychaną karjerę! — kiwali głowami koledzy.
I nie wiedzieli wcale, jak konieczna była ta piekielna praca dla Alicji Horn, dla tej pięknej kobiety, pod której niewzruszoną maską spokoju wiły się w rozpaczliwym bólu wszystkie nerwy, wszystkie myśli i uczucia. Nie wiedzieli, że ta zimna, opanowana kobieta wieczorami wystaje na deszczu jesiennym pod bramami domów, by tylko bodaj w przelocie ujrzeć sylwetkę człowieka, który właśnie mija ją z inną, że ta dumna i piękna kobieta, któraby mogła rzucić do swych nóg każdego, potem wraca do domu i wyrywa sobie włosy z głowy i tłucze nią o twarde, drzewo podłogi, i zaciska pierś, by jej nie rozdarła się w spazmie łkania... Nikt tego nie wiedział.
Codziennie rano z za jej biurka padały krótkie, wyraźne dyspozycje, rozkazy, polecenia nie znoszące sprzeciwu i zawsze bezlitosne a trafne. Rzadziej teraz stawała przed Sądem, lecz gdy to następowało,