Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/208

Ta strona została przepisana.

Strzałów było cztery, to jest tyle, ile brakuje w porzuconej przez zabójcę broni.
Tak logicznie rozumował sędzia śledczy, komisarz, lekarz, policjanci i stłoczeni pod parkanem gapie. Lecz inaczej myślała Alicja Horn. Bynajmniej nie wypowiadała swego poglądu. Nigdy, a szczególnie teraz nie uważała za stosowne dzielenie się swemi koncepcjami z innymi przed odpowiednim czasem. Jednak dłużej wypytywała gospodarzy o przebiec wypadków, dłużej przeglądała resztki spalonych przez denatkę papierów w małym blaszanym piecyku na facjatce, staranniej przyglądała się śladom nóg na ścieżce, niż inni. Robiła zaś to dlatego, że wiedziała, iż właściciel auta nie mógł popełnić tej zbrodni gdyż był nim Bohdan Drucki, którego znała do dna.
Ponieważ zaś takiemi oczyma przyglądała się sprawie, inne rzeczy spostrzegała niż tamci. Więc: poco Drucki porzuciłby rewolwer, poco widywał się z dziewczyną od pewnego czasu tu, na oczach ludzi, poco denatka pisała listy do jakiegoś „Najukochańszego“ na Pomorze, listy, które jej poczta zwracała, jako nieprzyjęte przez adresata, dlaczego mając takiego kochanka, jak Bohdan, błagała o miłość kogoś innego?... Dlaczego on ją zabił?... Dlaczego słyszano więcej, niż cztery strzały, dlaczego wogóle strzelał, mógł ją zabić bez hałasu, a jeżeli strzelał, to czemu z dużej odległości?...
Niewątpliwie wiele dobitnych poszlak wskazywało na niego, jako na sprawcę zbrodni, lecz Alicja Horn była pewna, że on nim nie jest. Tymczasem naczelnik Urzędu Śledczego już działał. Nazajutrz o dziesiątej rano doniesiono Alicji, że auto należało do właściciela dancingu „Argentyna” Jana Winklera, który przed niedawnym czasem oskarżony był o handel narkotykami, lecz został uniewinniony. Obecnie ukrywa się, lecz jego mieszkanie jest pod obserwacją, a aparaty telefoniczne w dancingu i w jego mieszkaniu zostały włączone do pod-