Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/226

Ta strona została przepisana.

— Pan podobno zna osobiście panią Horn? — zwrócił się Szarniewicz półgłosem do Druckiego.
— Ja? — Drucki wzruszył ramionami — możliwe, znam dużo ludzi, ale nie wszystkich sobie przypominam.
— Niech pan nie żartuje! Dowiedziałem się, że pan podobno bardzo dobrze zna prokuratorkę Horn...
— Łęczycki mecenasowi naplotkował...
— Mniejsza o to kto, tu chodzi o coś bardzo ważnego, panie Winkler, jeżeli pana łączyła z nią bliższa znajomość, możemy zażądać zmiany oskarżenia! A ta równa się odroczeniu sprawy! Rozumie pan?... To może stanowić o przeniesieniu sprawy do sądu zwykłego!
— Tak pan sądzi, mecenasie?... Cóż z tego, kiedy mnie wcale nie łączyła z panią Horn żadna znajomość.
— Panie! — zacisnął zęby adwokat.
— Sąd wchodzi — zabrzmiał uroczysty głos woźnego.
Sędziowie zajmowali miejsca. Przewodniczący powiedział cicho:
— Głos ma pani prokuratorka.
Wstała i powolnym ruchem nałożyła biret. Twarz jej była biada jak płótno, tylko oczy żarzyły się niemal gorączkowym blaskiem. Jej wspaniałe usta, usta, którym równych niepodobna było sobie wyobrazić, jej dumnie wyprostowana smukła postać i ten ruch głowy, w którym było tyle kobiecego wdzięku i tyle wyniosłej siły, wszystko to wywierało wręcz hipnotyczne wrażenie. Drucki czuł je w powietrzu przepełnionej sali, ba, czuł na samym sobie...
Skądś, zdaleka, z poza szeroko otwartych drzwi głównych, z również przepełnionego przedsionka wśród ciszy rozległ się ostry kobiecy sopran:
— Boże, jaka ona piękna!
— Tak — pomyślał Drucki — djabelnie piękna. I nie jedna z tych kobiet chciałaby być na jej miej-