Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/230

Ta strona została przepisana.

zmroku już zaczęła zdradzać niepokój, mówiła o niepewnym swym fosie, o obawach, a nawet wręcz o zamiarze pozostania. Staruszkowie uspakajali Cieplikównę, chociaż nie uszło ich uwadze zdenerwowanie „narzeczonego“, a jego przynaglam: do pośpiechu wydawało się im równie nienaturalne, jak i specjalne wybranie pory nocnej na wyjazd.
— W ogródku tymczasem Cieplikówna musiała usłyszeć od Winklera coś, co ostatecznie przekonało ją o jego złych zamiarach. Oświadcza mu, że nie pojedzie, że powinien dotrzymać obietnicy i tu, w Warszawie, wziąć z nią ślub. Wówczas Winkler, który wobec gospodarzy, a zapewne i wobec Cieplikówny, występował pod zmyślonem nazwiskiem, który wie, że ubodzy ludzie tej dzielnicy nie potrafią odróżnić marki jego samochodu, że zatem nie grozi mu wykrycie, — decyduje się. Z zimną krwią zabija dziewczynę i ucieka, by z ukrycia dowiedzieć się, czy władze śledcze nie wpadły na jego ślad. Wszystko, to jest proste, jasne i nieskomplikowane.
— Jakże rażąco odbija od tego stanu faktycznego zbrodni, fantastyczna, bajka, opowiedziana nam przez oskarżonego, bajka o tajemniczych bandytach, zaczajonych w krzakach jaśminu, o walce, którą rzekomo stoczył z napastnikami, a która żadnych śladów nie pozostawiła, o skrytobójcy, strzelającym z tychże krzaków, strzelającym widocznie z jakiegoś dziwnego brauningu, który nie pozostawia po wystrzałach łusek.
Alicja uderzyła ręką w pulpit:
— Zaiste, gdybyśmy nie wiedzieli, że mamy do czynienia z człowiekiem inteligentnym, możnaby przypuścić, że jest to bajeczka opowiedziana przez małe dziecko. W obecnych wszakże warunkach nie pozostaje nam nic innego, jak nazwać zeznania oskarżonego karygodnym i wyzywającym cynizmem. [...] miedziane trzeba mieć czoło, by stanąć nad trupem swojej ofiary, i nie tylko nie okazać cienia skruchy,