Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/237

Ta strona została przepisana.

wybuchnęła przekleństwami. Z jej ust nienawistnym szeptem zrywały się słowa pogardliwe, depczące, coraz wulgarniejsze, coraz plugawsze... Wreszcie wybuchła dzikim, spazmatycznym śmiechem i zanurzywszy palce we włosach zaczęła je rwać garściami...
Zapukano do drzwi.
— Kto tam? — krzyknęła Alicja. — Czego Józefowa chce?!
— Zdawało mi się, że pani mnie woła.
— Nie wołam! Proszę się wynosić precz!
Za drzwiami zaległo milczenie. Widocznie starą służącą zamurował niebywały ton pani. Ponieważ jednak nie słychać było oddalających się kroków, Alicja zawołała z pasją:
— Wynosić się, co to za podsłuchiwanie!
— Ja nie podsłuchuję — oburzyła się Józefowa — tylko chciałam list oddać.
Alicja uchyliła drzwi i wzięła list. Nagle opanowało ją rozpaczliwe przeświadczenie, ba, zupełna pewność, że to list od niego!... Pomimo całej absurdalności takiego przypuszczenia, przyciskała kopertę do piersi i powtarzała, jakby chcąc siebie umocnić w tej wierze: — Boh... Boh... To on... Jeszcze me wszystko stracone, jeszcze potrafię go uratować, bodaj ceną przyznania się do wszystkiego!...
Spojrzała na list i ręce jej opadły bezsilnie: — była to duża urzędowa koperta z pieczęcią ministerstwa Sprawiedliwości. Machinalnie otworzyła ją i przebiegła treść pisma oczyma.
A pismo to nie było byle czem! Zawierało nominację podprokuratorki Alicji Horn, w uznaniu jej zasług dla dzieła Sprawiedliwości, jej wiedzy i talentu, na stanowisko Prokuratora Warszawskiego Sądu Okręgowego...
Alicja zgniotła papier w dłoni i rzuciła na ziemię.