Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/248

Ta strona została przepisana.

ręką w stronę balkonu, na którym stał znany kupiec i przemysłowiec warszawski, pan Borys Załkind.
Na ulicy krzyczano:
— Dodatek nadzwyczajny! Dodaaaa... Zbrojne porwa... skazańcaaaa...


OSTATNI ROZDZIAŁ

Przy wejściu do zatoki Putlam od Zachodu wielki dwukominowy „Regens“ musiał zatrzymać swoje maszyny, a nawet dać kontrparę i tylko w ten sposób uniknął wpakowania się na nieduży, najwyżej siedem tysięcy ton liczący okręt, który wyprawiał między rafami dziwne harce.
— Realdy! — huknął kapitan, wysuwając głowę, z trapu do przechodzącego majtka — a powiedz tam temu osłu, żeby uczył żaby pływać! Co on sobie myśli! Zapytaj go, czy mu czasem i na Pacyfiku nie zaciasno i niech mi natychmiast złazi z drogi, bo mu jego pudełko od sardynek spuszczę na niższe piętro!
Po chwili z tuby „Regensa“ ryczał ku „pudełku od sardynek“ długi spicz wdzięcznie przybrany litanią wyzwisk i epitetów, ku wesołości całej załogi, która pomimo szalonego upału wyszła na pokład w komplecie, by przyglądać się manewrowym wygibasom niedoświadczonego snać kapitana skorupy.
Jednak i na tamtym pokładzie nie lubiano milczeć i chować drwin do kieszeni, bo już po chwili na „Regensie“ usłyszano odpowiedź: — Czy nie znacie starego Tonny z Hoppevill?... Udajcie się do niego, a on wam wskaże, w co go macie pocałować!...
— Pocoście mamę zostawili w domu!? Sami nie dacie sobie rady! — krzyczano z „Regensa“.
— Wasza matka musiała być krową, od której nauczyliście się dowcipu!
— A może wy uczycie waszą skorupę kadryla!...