Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/250

Ta strona została przepisana.

— Porucznik Brunicki z polskiej marynarki handlowej — dość ozięble przedstawił się młodzieniec.
— Z polskiej? — zdziwił się Terry — mówi pan po angielsku jak rodowity londyńczyk. Polska to piękny kraj...
— Zna kapitan Polskę? — rozkrochmalił się młody człowiek.
— Tak... Byłem tam kiedyś, lejtenancie... No, ale możebyśmy wstąpili na szklankę rumu z lodem, co? Piekielny upał.
Porucznik Brunicki zgodził się chętnie. Po chwili siedzieli już pod słomianą strzechą na werandzie krzywego bungalow i rozmawiali w najlepsze.
Kapitan Terry dowiedział się, że „Mazowsze“ przyszło z ładunkiem naczyń emaljowanych, a zabiera herbatę do Gdyni, że zepsuł im się ster, że w nocy mieli wielki sztorm i że lejtenant Brunicki niedawno skończył szkołę morską, a to właśnie jest jego pierwsza podróż na południowe morza, z której nie jest zbyt zadowolony, bo jego kapitan to prawdziwy mruk i choruje na pesymizm.
W porcie Putlam niema nic lepszego do roboty, jak właśnie pić rum z lodem i dlatego prawdopodobnie między kapitanem Terry a lejtenantem Brunickim szybko nawiązały się nici rzetelnej sympatji. Ponieważ jednak „Regens“ odpływał wieczorem do Dakaru, porucznik poprosił kapitana, by ten zabrał list i zaraz zaczął pisać.
— Domyślam się, że do narzeczonej — zaśmiał się Terry.
— Zgadł kapitan. Do najcudniejszej dziewczyny na świcie.
— Tak. Znałem kilka Polek. W waszym kraju są piękne kobiety — w zamyśleniu powiedział kapitan.
— Tak pięknej jednak kapitan, założę się, nigdy nie widział — powiedział młodzieniec i wydobywszy z pugilaresu fotografję, podał ją towarzyszowi.