Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/38

Ta strona została skorygowana.

— Przytułek dla upadłych dziewcząt?! O nie, dziękuję panu.
— Bynajmniej nie przytułek. Klinika prywatna.
— Więc skądże ta filantropja? — spytała nieufnie.
— Tam chodzi o eksperymenty naukowe. Klinika jest tajna i nielegalna. Ale pani żadnej krzywdy nie uczynią. Przeciwnie, wyleczą panią, będą dbać, by jej dziecko przyszło na świat w jak najlepszych warunkach i zapewnią pani dalszą egzystencję. Tem zresztą i ja sam mogę się zająć. Co pani umie?
— Jestem nauczycielką.
— Tu, w Warszawie?
— Nie, daleko stąd, na Wołyniu.
— I rodzina pani tam mieszka?
— Tam. Tu przyjechałam w nadziei, że znajdę jakąś instytucję, czy jakiegoś lekarza, który bezpłatnie uwolniłby mnie od ciąży. Czytałam o tem, iż lekarze robią to darmo... Byłam u kilkunastu i wyśmieli mnie. Myślałam też, że uda mi się w jakikolwiek sposób zarabiać na życie...
— Więc przyjmuje pani moją propozycję? Ręczę pani słowem honoru, że będzie pani traktowana z pełnym szacunkiem i życzliwą troskliwością. A lekarze, w których ręce panią oddaję, to dwaj wielcy uczeni o światowej sławie. Nie wolno mi wyjawić ich nazwisk, ale proszę mi wierzyć, że żadna krzywda pani nie spotka.
— Jakaż mnie jeszcze krzywda może spotkać!
— Więc się pani zgadza?
— Dobrze.
— No, to brawo! Jeszcze łyk alkoholu, dla kurażu.
Podał jej podróżny kubeczek z konjakiem.
— I proszę siadać.
Po upływie kilkunastu minut dzwonił do bramy willi profesora Brunickiego.
— Otwieraj szybko! — kazał brodaczowi, zbli-