Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/46

Ta strona została skorygowana.

Może żadna inna na całym świecie nie warta byłaby jednego małego palca pana Janka, lecz Alicja sama jest tak wspaniale piękna, taka rozumna, taka wartościowa. Julka w życiu swojem nie spotkała kobiety, dla której — abstrahując od osobistych uczuć — musiałaby mieć tyle pietyzmu.
Nie zazdrościła jej niczego, nie zazdrościła nawet pana Janka. Przeciwnie! Całem sercem życzyła jej tego szczęścia, o jakiem sama, głupiutka, pospolita i przeciętnie zaledwie ładna dziewczyna ani marzyć, ani śnić nie mogła.
Może los tak zrządzi, że i ona kiedyś, kiedyś spotka w życiu mężczyznę, który bodaj w czemkolwiek będzie podobny do pana Janka i może tamten zechce ją wziąć za żonę... I może też będzie do niej mówił... moja mała...
Wprawdzie pan Janek nigdy do Alicji w ten sposób nie mówi. Mówi „pani Al“, lecz po ślubie naturalnie będzie jej mówił „moja mała”.
Julka dwa razy zapytywała Alicję o pana Winklera.
Sama, nie mając żadnych tajemnic przed Alicją, powiedziała jej, że szczęśliwa jest, że się pan Janek i Alicja kochają, bo pan Janek jest cudowny.
— Podoba ci się? — z uśmiechem zapytała Alicja.
— Bardzo! Ale to bardzo! Tak się cieszę, że się kochacie... Prawda, że się kochacie, Alu?
— Prawda, Juleczko, kochamy się.
— A czy on ci się już oświadczył? Czy prosił cię już o twoją rękę?
— Jeszcze nie, niezupełnie — wymijająco powiedziała Alicja.
— Ale tak, to jesteście jakby nieoficjalnie zaręczeni?
— Jakby — potwierdziła i przeszła do innego tematu.
Od tego czasu nurtowała Julkę dziwnie niepoko-