Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/49

Ta strona została skorygowana.

do domu — jaki smutny. Ale chyba sam rozumie, że może tylko do siebie mieć żal. Dziwiłabym się, gdyby już nie Alicja, ale jakakolwiek kobieta mogła go pokochać. Taki już jego los... Los, swoją drogą,jest niesprawiedliwy, takiemu panu Jankowi dał wszystko, a doktorowi nic.
Już w przedpokoju stwierdziła, że pan Janek jest. Na jednym z kinkietów tkwił jego jasny, prawie biały kapelusz o szerokim rondzie. Że też nigdy po ludzku nie umieści swego kapelusza!
Wbiegła do jadalni i stanęła jak wryta: przed nią na podłodze leżał olbrzymi gumowy żółw, a na jego grzbiecie siedział pan Janek w stosownym kapeluszu, zrobionym z gazety i przepasany wielką czerwoną dętką samochodową.
Na jej wejście zasalutował i tonem meldunku zawołał:
— Admirał floty bałtyckiej Jan Winkler melduje się na czele eskadry waszej królewskiej mości po rozkazy!
— Ach! — krzyknęła — to moja eskadra?
— Tak. Oto jest „żółw”, łódź podwodna.
— Podwodna? Dlaczego
— Bo siadłszy na niej, nic łatwiejszego, jak znaleźć się pod wodą.
— Wspaniała! Boże, co za ogrom!
— A to — zdjął z siebie dętkę — jest pływający dok. Siada się w nim w ten sposób i wiosłuje rączkami.
— Ach... i to dla mnie?
— O ile pani jest Julią Pierwszą, królową Bałtyku i naczelną syreną tego morza, to tak.
— Bardzo, bardzo dziękuję — wyciągnęła doń obie ręce.
Drucki niespodziewanie chwycił ją pod pachy i kilkakrotnie podrzucając pod sufit i łapiąc w powietrzu, wołał:
— Hip, hip, hurra! Hurra!