Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/59

Ta strona została skorygowana.

inercją jej dojrzewania, niż pragnieniem podniety.
— U pana to wcale goście nie bywają — powiedziała kiedyś — tylko ta piękna pani.
— Widziałaś ją?
— Bo to raz? Piękna, bo piękna, ale...
— Tobie nie podoba się?
— Co mi się tam ma podobać, czy nie? Tak, ot...
Pomyślał, że jest o nią zazdrosna, i zapytał:
— No, powiedz, mała, coś tam w niej uwidziała?
Zośka milcząc sprzątnęła ze stołu, zaniosła tacę do kuchni i wróciwszy, bąknęła:
— Ona musi być bardzo zła.
— Dlaczego myślisz, że zła?
— Nie wiem. Oczy ma takie. Jak onegdaj ja państwu bramę otwierałem, to tak na mnie spojrzała, jakbym jej co ukradła.
— Wydawało ci się.
— Może... Dobry człowiek na każdego dobrze patrzy. A ona i na pana nie patrzy się dobrze.
Roześmiał się.
— Niech się pan nie śmieje. Wlepia w pana gały, bo pana kocha, a to, co innego.
— Skądże ci, moja mała, przyszło do głowy, że ta pani mnie kocha?
— A bo ja taka głupia? Przecież widzę. Jeszcze pana miałaby nie kochać.
Nalała świeżej wody do wazonu i powiedziała:
— Na pana to wszystkie lecą. W całej kamienicy. Każdy wypytuje, a to, a tamto. A ja mówię: spytajcie samego jego. I już.
Drucki postanowił przed wyjazdem sprawić Zośce jakiś prezent. Ponieważ upierała się, by nie brać od niego napiwków, a chciał jej okazać wdzięczność, dyktując pannie Teci depeszę do pensjonatu „Godiva“, zapytał:
— Co by dać takiej małej córce stróża, która prowadzi moje gospodarstwo?
Po paru informacjach Tecia poradziła, by w jed-