Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/62

Ta strona została skorygowana.

tem tkwił zakaz dla niego wręcz niedorzeczny. Nie zdradzał, lecz nie był wierny.
Panie wyjeżdżały o siódmej. Odprowadził je na dworzec i umieścił w przedziale. Po krótkich pożegnaniach i zapewnieniach, że wyjedzie jutro rano, stał na peronie i powiewał kapeluszem. Póki z oddali odpowiadała mu chusteczka Julki, myślał o niej i o Alicji. Gdy jednak na przestrzeni pociętej niezliczonymi rozwidleniami szyn, pozostał tylko uchodzący i malejący punkt pociągu, z obłoczkiem rwącego się dymu — zapomniał o wszystkiem. Słyszał tylko dźwięk szyn, widział tylko ich nieskończoność.
Ogarnął go dziwny niepokój, niezrozumiałe uczucie, że czegoś zaniedbał, o czemś zapomniał, że spóźnił się i trzeba śpieszyć...
Przetarł czoło i wolnym krokiem zawrócił.
Przed nim leżało nieruchome, codzienne, rytmem ustalonych godzin pulsujące, miasto.
Omal nie potknął się o chudego wyrostka, tkwiącego na skraju peronu. Stał z rękoma w kieszeniach wyłatanych spodni, z pod nasuniętej na czoło czapki patrzały czarne oczy wzdłuż torów, roztapiających się we mgle.
— Nostalgja — uśmiechnął się smutno Drucki i zatrzymał się.
— Co, przyjacielu — zapytał — chciałoby się w świat?
Chłopiec obrzucił go roztargnionem spojrzeniem, podciągnął porcięta i splunął cienką strugą śliny daleko...
Drucki zaśmiał się. Poczuł nieprzepartą chęć dopomożenia temu wyrostkowi o chudych, opalonych policzkach do spełnienia jego marzeń.
— Słuchaj, przyjacielu, a gdybyś miał forsę, dokądbyś pojechał?
— Odczep się pan, co panu do tego?.
— Głupiś, bracie, weź!
Chłopiec dopiero po chwili wyciągnął rękę po