Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/63

Ta strona została skorygowana.

zwitek drobnych banknotów, przyjrzał się im od niechcenia i wsunął obojętnie do kieszeni.
Drucki kiwnął mu głową i zaczął przeciskać się przez tłum, zapełniający halę dworca.
Wsiadał już do samochodu, gdy uczuł, że go ktoś lekko pociąga za brzeg marynarki. Za nim stał ów wyrostek:
— Dziękuję panu — powiedział cicho.
— Głupiś — rzucił mu Drucki i z furją nacisnął starter.
Odprowadził wóz do garażu, polecając przygotować maszynę do dalszej drogi, potem zadzwonił do Brunickiego.
— Wyjeżdżam, Karolu, nad morze.
— Na długo?
— Może miesiąc, może dwa. Ale w tym czasie pewno wpadnę do Warszawy.
— A co będzie z panną Łęską?
— Trudno, muszę jechać. Przypuszczam, że teraz ty więcej czasu znajdziesz dla niej.
— Przynajmniej pisz do niej — prosił profesor.
— Dobrze. A jak tam... wszyscy zdrowi?
— W największym porządku. Zatem dowidzenia.
— Dowidzenia, Karolu.
Przed wieczorem był u Załkinda. Zawiadomił go o swoim wyjeździe, oraz o tem, że zarząd „Argentyny“ na ten czas powierzył kasjerowi Justkowi i barmanowi Grabowskiemu. Jeżeli nie będą mogli dać sobie rady, zadepeszują na Hel. Wrazie zaś nagłych wypadków polecił Justkowi zwracać się do Załkinda.
Wpadł jeszcze na godzinkę do „Argentyny“ dla wydania ostatnich instrukcyj i wrócił do domu. Stróż, otwierając mu bramę, zaczął dziękować za książeczkę oszczędnościową Zośki, lecz przerwał mu:
— To drobiazg. Pamiętajcie, żeby tu wszystko było w porządku. O świcie wyjeżdżam.
Było jeszcze ciemnawo, gdy obudził go dźwięk klaksonu pod oknami. Niemal jednocześnie przyszła