Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/65

Ta strona została skorygowana.

Ci dwaj ostatni uważali za swój obowiązek przedstawić się wszystkim, pozostali zaś ograniczali się do wymiany zdawkowych ukłonów przy spotkaniu. Spotykano się zaś stosunkowo rzadko, gdyż każde towarzystwo inaczej ułożyło sobie porządek dnia.
Gdy Alicja i Julka o ósmej rano schodziły do jadalni, zastawały tam tylko Druckiego, a czasami Therlingów, pośpiesznie dojadających śniadanie i śpieszących nad morze. Reszta pensjonarjuszy spała często do jedenastej, to jest do czasu, gdy Alicja, Julka i Drucki wracali już z przechadzki i przebierali się na plażę. Obiad jedli o czwartej. Po obiedzie Julka musiała, według przepisów lekarza, przeleżeć godzinę. Nudziła się wówczas i nawet nie chciało się jej czytać.
Przed wieczorem robili krótkie wycieczki łodzią, wynajętą motorówką lub, w razie zbyt wielkiej fali, autem. Ponieważ jednak w aucie było miejsce poza Druckim tylko dla jednej osoby, Alicja ustępowała je Julce. Zatapiała się wtedy w książkach, których sporo zabrała ze sobą.
Julka nade wszystko lubiła te chwile. Prawda, latami marzyła o wycieczkach morskich, ale teraz miała ich tyle. Prawda, były cudowne, ale ileż uroku miał w sobie ten furczący pęd auta, te jego płynne, a nagłe zwroty pod nieznacznemi ruchami kierownicy, na której tak swobodnie, a tak pewnie leżała bronzowa, żylasta ręka pana Janka.
Zawsze tak prowadził jedną ręką. Rozmawiał przytem, odwracał głowę, śmiał się. Zdawało się, że kieruje żywą istotą, do której ma zupełne zaufanie i w której umiejętność wierzy. Początkowo ogarniał Julkę nieraz strach, gdy pan Janek, wymijając jakiś samochód, wlokący się z przepisową szybkością, cudem przemykał się między nim, a pędzącym naprzeciw wozem, gdy, nie hamując, w jakiś niewytłumaczony sposób przeprowadzał auto przez stado pędzących środkiem szosy krów.
Po kilku wszakże wycieczkach nabrała takiej pew-