Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/67

Ta strona została skorygowana.

wyszliśmy cało, są na nas wściekli. Tak, panno Julko, tacy są ludzie. Nie brak im współczucia, ale tylko dla nieboszczyków.
Śmiali się oboje.
— A powinni mi podziękować za silne wrażenie — mówił — chodzą do kina, by je przeżyć w bezpiecznym fotelu i płacą za to pieniądze. Oczywiście myślą, że jest to zwykły fotomontaż i dlatego nie przeżywają większej emocji. Pokazałem im tedy, jak to wygląda naprawdę.
— Czyżby, panie Janku, w filmach robiono to też naprawdę?
— Nie zawsze, ale często. Widzi pani, moja mała, że mam w tem niejaką wprawę. Nabrałem jej właśnie w Hollywood.
— Pan był aktorem filmowym?! — zawołała z entuzjazmem.
— O nie, do tego nie mam żadnego powołania. Poprostu zastępowałem sławnych aktorów wówczas, gdy zdjęcia wymagały pewnego ryzyka, a ci bali się o swoją skórę. W Hollywood jest ponad tysiąc osób, zarobkujących na takich zastępstwach.
— I pan dla zarobku?
— Po części dla zarobku, po części dla sportu. Takich gipsów, jak ten robiłem ze dwadzieścia, nie licząc prób. Ale jestem stary osioł, pewno napędziłem pani porządnego stracha, moja mała?...
— Pan?... O! Panie Janku! — głos jej drżał.
— Nie bało się maleństwo?
— Z panem... — wyszeptała — z panem niczego się nie boję...
Nie odpowiedział i tylko jego uśmiechnięte, złocące się oczy migotały jasnemi błyskami.
Julce uciekła krew z twarzy.
— Jedźmy — wymówiła, nie poruszając wargami.
— Dobrze, jedźmy.
Woda w morzu była jeszcze zimna i niewiele