Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/72

Ta strona została skorygowana.

wzmaga. Nagle doktor poirytowany wyprostowuje się i zdyszany woła:
— Ta cicho, państwo, do cholery!
Jego twarz jest spokojna, a głos pewny.
Zalega milczenie. Słychać tylko przyśpieszone oddechy dwóch mężczyzn, pracujących nad ocuceniem Alicji.
Z koła wyciąga się jakiś pan w binoklach:
— Uratuje ją pan, panie doktorze?
Lekarz, nie odwracając głowy, odpowiada:
— Takiej ładnej kobiety miałbym nie uratować?...
— Doktorze, pan jej kości połamie — woła jakiś pan.
— Ja panu połamię,, jeżeli pan nie przestanie nudzić!
Mijają sekundy... Julka drży na całem ciele.
Nagle czyjś krzyk:
— Oddycha!
— Oddycha! Oddycha!
Julce krew zbiegła się do serca. Nie widzi Alicji, ale oto ujrzała dwie bronzowe twarze: pana Janka i doktora. Na obu jednocześnie — gdy spotkały się oczy — zajaśniał uśmiech. Nie wymówili ani słowa, lecz w tem uśmiechu było wszystko: uratowana.
Przyniesiono jakieś lekarstwa. Lekarz kończył swoje zabiegi. Alicja, już przytomna, siedziała na piasku, oparta o ramię pana Janka.
— Kurcz — mówiła cicho — kurcz w obu nogach...
Doktor Łoziński, który właśnie klęczał obok, dał puls, przesunął ręką po nogach Alicji:
— Mięśnie już sprawne[1]. Nie czuje pani bólu?
— Nie.
— Hm... że też kurcze czepiają się tak pięknych nóg, nie uważa pa
Alicja uśmiechnęła się.
— No i co? Bardzo pani osła

  1. Brak części tekstu. Treść (oznaczoną kolorem szarym) uzupełniono na podstawie wydania Zakładu Nagrań i Wydawnictw Związku Niewidomych. Warszawa 1996.