Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/75

Ta strona została skorygowana.

nieznośnie, osunęła się na podłogę. Będzie tak czekać, póki nie usłyszy, że ta fałszywa kobieta wraca, wraca z bezwstydnej nocy!... Podła! Zagarnęła [go] sobie! O! Julka była dotychczas bardzo naiwna! Teraz to skończyło się już raz na zawsze!
— Święta miłość... cha... cha... cha.,, święta miłość, wobec której pochylałam głowę... wobec której wyrzekłam się nawet marzeń o nim...
O, czemu ją wczoraj wyratowali! Niechby utonęła!
Nagle przeraziła się własnej myśli.
— Nie, nie, jestem nędzna!... Jak mogłam, o jakaż ja jestem zła, jaka niewdzięczna!
Ostatecznie... Alicja miała przecież wszelkie prawo. Przecież nie było jej obowiązkiem wyrzekać się pana Janka... Skoro kochają się...
— Ładna miłość! — jej usta wykrzywiły się ironią — taka jak tego tenora do pani Czerwińskiej!
Mijały godziny, a Julka drżąca, skulona, siedziała pod drzwiami.
Znajdowała tysiące usprawiedliwień i tysiące oskarżeń, wybuchała nienawiścią, rozpalała się przysięgami zemsty i znowu wydzierała z siebie potępienie dla swej małości i zła.
Modliła się najczulszemi wyrazami do niego i do krwi zagryzała wargi na myśl, że on tam o piętro niżej leży w objęciach tej przewrotnej, kłamliwej, fałszywej kobiety, której ona, Julka, zawdzięcza tak wiele, której otwierała bez zastrzeżeń swoje samotne serce, z którą dzieliła się każdą myślą...
Szary świt roztapiał się w różowości na roletach okien, gdy usłyszała jej kroki, ostrożne, kocie, podstępne, gdy usłyszała szmer zamykanych drzwi...
Julka nie zasnęła tej nocy, lecz gdy zaczęła się ubierać, miała już gotowe postanowienie: — będzie walczyła o niego. Nie cofnie się przed niczem, coby mogło odsunąć go od Alicji, przed niczem, coby mogło pociągnąć do niej. Ma do tego prawo. Na hi-