Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/79

Ta strona została skorygowana.

traci się przytomność, jeżeli wogóle nie wyskakuje się prosto do nieba. Wyskoczyliśmy wszyscy, ale nie wszystkim udało się...
— Zawracamy — ostro przerwała Alicja — niech mi pan powie, która godzina?
— Co? — jakby oprzytomniał Drucki. — Aha, dwadzieścia po dziesiątej.
— No, to już czas zawrócić. Czy pan sądzi, że po wczorajszym nie zaszkodzi mi pływanie?
Drucki wyraził przekonanie, że nie i zapowiedział, że będzie towarzyszył Alicji. Julka zauważyła, że uczuł się dotknięty narzuconą zmianą tematu i że Alicja zrobiła to demonstracyjnie, bo przecież sama ma n ręku zegarek.
Dlatego, gdy wrócili do „Godivy“, Julka przebrała się w rekordowem tempie, dzięki czemu znowu zyskała kilka minut „sam-na-sam“ z panem Jankiem.
— Jestem szczęśliwa — powiedziała — że dziś jest duża fala.
— I ja to lubię.
— O, ja myślę o popołudniu... Pojedziemy autem, prawda, panie Janku?
— Pojedziemy. Pojedziemy dziś aż nad granicę Tucholskiej Puszczy. Podobno jest tam bardzo ładnie.
— Tak, i nikt nie będzie mi przeszkadzał słuchać pana!
Chrząknął i nic nie powiedział.
— Nie rozumiem Ali — mówiła jakby do siebie — jej dzisiejsze zachowanie się robiło takie wrażenie, jakby... Dlaczego ona jest taka oschła?... Wyglądała tak, jakby...
Na schodach rozległy się kroki Alicji i Julka zamilkła.
Dął silny, północno-zachodni wiatr, rozwiewając ich płaszcze kąpielowe. Na plaży było jeszcze niewiele osób. Morze huczało. Jak okiem sięgnąć, zorane w olbrzymie bruzdy, zapienione na grzbietach fal, zdawało się gniewne, ponure, zbuntowane.