Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/81

Ta strona została skorygowana.

— Jest pan obrzydliwy — krzyknęła, lecz zaraz dodała: — właśnie myślę o sobie i o panu.
— Jeżeli tak, już jest załatwione.
— Nie — skrzywiła nosek — to za prędko. Lubię emocje niepewności.
— Zgoda i na to. Mam w zapasie masę niepewności. Jedna większa od drugiej.
Żartobliwy nastrój lekarza rozbawił i Julkę. Gdy Alicja i Drucki powrócili na brzeg, zastali oboje w świetnych humorach.
Po obiedzie Julka oświadczyła, że zrobi wyłom w swoim porządku dnia i nie odbędzie swej godzinnej sjesty. Zależało jej na przedłużeniu wycieczki z panem Jankiem i gdy tylko stwierdziła, że Alicja zgodzi się, zaraz zaczęła naglić pana Janka do odjazdu.
— Cóż ci tak pilno? — obojętnie zapytała Alicja.
— Mamy dziś długą trasę, a nie chcę, byś czekała na nas z kolacją.
— Możecie nawet zbytnio się nie śpieszyć. Otrzymałam dziś z Warszawy pewną sprawę i będę musiała ją przestudjować.
Pod oknami rozległ się sygnał samochodu i Julka wybiegła.
— Dziś silny wiatr, mała — powiedział — może wzięłaby pani jakieś palto?
— Nie. Ciepło mi.
— Wieczorem może być chłodniej.
— To czemu pan nie bierze marynarki?
— Ja nie mam gołych nóg i rąk. Zresztą, jeżeli będzie pani zimno, to na drugi raz posłuży za przestrogę.
Wóz ruszył.
— Jeżeli mi będzie zimno, to... mnie pan przytuli i ogrzeje.
Udał, że nie słyszy, i zwiększył szybkość.
— Dobrze? — dopominała się odpowiedzi.