Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/92

Ta strona została skorygowana.

siejsza jest wciąż w pieluszkach. Przypuszczam, że astronomowie więcej wiedzą o konstelacjach, odległych od nas o miljony lat świetlnych, niż my o własnym organizmie, którego możemy dotykać ręką.
— I kiedyż to się skończy, do licha?! Czy panowie nie uważacie, że należy się z tem załatwić na parę dni bodaj przed sądem ostatecznym?... To samo zawsze powtarzam memu synowi, chociaż on jest chirurgiem i powiada, że żadnej odpowiedzialności za medycynę na siebie brać nie zamierza. Wytnę — powiada — ojcu, co tylko ojciec zechce i wstawię — powiada — co się ojcu podoba, a napewno będzie sztymowało. To łajdak, co?
Uderzył się po kolanach i pochylił do Brunickiego z miną, wyrażającą podziw i oburzenie.
Profesor Brunicki roześmiał się:
— Ma rację. Chirurgja już wiele potrafi.
— A pański syn — wskazał Bawarczyk na puste miejsce — też studjuje medycynę?
— Niestety, nie. Jest słuchaczem Akademii Morskiej.
— Dzielny chłopak — z uznaniem skinął głową Bawarczyk. — Będzie z niego pierwszorzędny marynarz. Wzrost, postawa... Dzielny chłopak. Winszuję panu syna.
— O, dziękuję — przygryzając wargi, odpowiedział cicho Brunicki.
Bawarczyk spojrzał nań z pod krzaczastych brwi, a biorąc jego rezerwę za żal do syna, że nie chciał zostać lekarzem, powiedział:
— Daruje pan, ale jestem od pana znacznie starszy. Czego pan u licha chce od tego chłopca? W nim aż kipi życie, śmieje się do niego cały świat, a pan chciałbyś go zamarynować w karbolu, oleju rycynowym czy w innych waszych paskudztwach! Lubię to i sobie czasem powygadywać na swoich smarkaczach, to prawda. Ale panu przyznam się, że jestem z nich dumny, chociaż nic wymyślić nie umieją na morską chorobę. Ale