Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/94

Ta strona została skorygowana.

być spokojny. Pogoda wprawdzie mglista, ale morze ledwie się porusza.
— Byłeś na pokładzie?
— Tak. Poznałem bardzo miłego Duńczyka. Ma łódź motorową z Dieslem. Jak żyje nie jeździłem Dieslem. Jeżeli ojciec zatrzyma się w Kopenhadze dłużej niż dwa dni, skorzystam z propozycji tego pana i pojedziemy na wyspy Anhalt. On ma tam wielkie przedsiębiorstwo rybackie. I niech sobie ojciec wyobrazi, że już od pół roku stosuje sieci elektryczne!
— Prawdopodobnie będę musiał przesiedzieć w Kopenhadze trzy lub cztery dni — odpowiedział Brunicki — możesz więc skorzystać z zaproszenia.
— To świetnie — ucieszył się młody człowiek i zaraz zaczął mówić po niemiecku, powtarzając Bawarczykowi, że wybornie spędzi czas na Anholcie.
— A Kopenhaga pana nie interesuje? — zapytał ten.
— Ach, Kopenhagę znam nieźle. Dość często robiliśmy wycieczki jachtami w te strony. Ale jestem szalenie ciekaw tych sieci elektrycznych.
— Jak to elektrycznych? — zainteresował się Bawarczyk.
— Właściwie nie są to wcale sieci — wyjaśnił Piotr — jeżeli pan sobie życzy, narysuję panu szemat tej instalacji.
Nie czekając na odpowiedź, wydobył z kieszeni notes i usiadłszy przy Bawarczyku rysując objaśniał.
Profesor Brunicki z pod przymkniętych powiek przyglądał się jego żywym ruchom, płowym włosom, dużym, muskularnym rękom, ostrym nozdrzom i śmiałej, jakby niecierpliwie rzuconej, linji brwi.
Zdumiewająco, wręcz niezwykle podobny jest do Druckiego. Może rysy ma nieco subtelniejsze i głos bardziej miękki, chociaż o temsamem niskiem brzmieniu.
Profesor zamykał chwilami oczy, by wsłuchiwać się w ten głos, który działał nań, jak trucizna.