jej prawdziwie królewską piękność, jej ogromne wykształcenie i dobroć jej serca, nie odważyłem się jednak składać jej hołdy, do których jako biedny lekarz nie miałem prawa. Widywaliśmy się jednak mimo tego i pewnego dnia powiedzieliśmy sobie, że miłość nasza jest beznadziejna, gdyż ona musiała się liczyć względami swego wysokiego stanu.
— Głupstwo — przerwał mu kapitan. — Wychodzi się za mąż za tego, kogo się kocha.
— Odjechała. Po pewnym czasie otrzymuję od niej list, w którym mię prosi, abym przyjechał do Hiszpanii i zajął się leczeniem jej ciężko chorego ojca. Był on ślepy i cierpiał na kamienie żółciowe, zagrażające jego życiu. Ruszyłem w drogę i, gdy przybyłem do Rodriganda, znalazłem go pod opieką lekarzy, o których byłem przekonany, że zapłacono im, by go zgładzili ze świata.
— Niech ich djabli porwą! — zawołał kapitan.
— Kazałem im rzeczywiście iść do djabła — rzekł Zorski.
— I przywrócił pan zdrowie hrabiemu?
— Tak, podjąłem się operacji oczu i kamieni i odzyskał wzrok na powrót.
— A więc sprawa była załatwiona. Gdy pan ocalił hrabiego od śmierci, nie było już wątpliwości, że da panu córkę za żonę!
— Byłby to uczynił z pewnością, lecz nie mógł. Słuchaj pan dalej.
Opowiedział szczegółowo swe przygody, przytaczał swe myśli i objaśniał od czasu do czasu
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 13.djvu/13
Ta strona została skorygowana.
— 359 —